niedziela, 11 grudnia 2011

Zalegasz z opłatami za abonement RTV? Uważaj! Wpiszą cię na listę dłużników

Jeżeli zalegamy z abonamentem RTV, możemy spodziewać się w skrzynce pocztowej listu z upomnieniem. To nowy sposób władz na wyciągnięcie z kieszeni opornych Polaków opłat abonamentowych.

Polacy chętnie oglądają telewizję – według statystyk każdy z nas codziennie spędza przed odbiornikiem średnio trzy i pół godziny. Za to niechętnie płacimy abonament RTV związany z posiadaniem telewizora. Do takich wniosków po raz kolejny doszła Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT) – instytucja powołana między innymi do ściągania abonamentu.
I znalazła kolejny sposób na to, by zmusić nas do płacenia wspomnianego podatku. Czy tym razem okaże się on skuteczny?
 

List – niespodzianka

Nowa koncepcja KRRiT polega na tym, że osoby prywatne i firmy zalegające w opłatach abonamentowych będą otrzymywały w najbliższym czasie listy z ponagleniami rozsyłane przez Pocztę Polską.
– Obecnie prowadzimy akcję pilotażową, w ramach której rozesłano wezwania do zapłaty do 150 osób i firm – mówi Katarzyna Twardowska, rzecznik KRRiT. – Wspomniane podmioty zostały wybrane losowo, a nie na podstawie wysokości zaległych sum. Obecnie negocjujemy z Pocztą Polską umowę, która pozwoli skierować listy do dalszego półtora tysiąca dłużników. Później akcja będzie stopniowo rozwijana.
Co znajdzie w korespondencji użytkownik telewizora, który zapomniał o abonamencie? Stanowcze wezwanie do zapłaty całej sumy zadłużenia w terminie siedmiu dni. I ważne ostrzeżenie: że w wypadku niezapłacenia wspomnianej kwoty dane dłużnika trafią do Krajowego Rejestru Długów (KRD).

Na czarnej liście

Jeżeli groźba zawarta w liście od KRRiT zostanie spełniona i nasze nazwisko pojawi się w KRD, może to oznaczać spore kłopoty, na przykład przy staraniach o kredyt bankowy czy zakupach na raty. Problem polega jednak na tym, że niektóre zaległości abonamentowe sięgają poważnych sum jak na przeciętny portfel Kowalskiego.
Zadłużenie z powodu tego typu opłat przedawnia się bowiem po pięciu latach, a obecna miesięczna stawka abonamentu to nieco ponad 17 złotych. Jeżeli więc nie płaciliśmy tego podatku przez pięć ostatnich lat, to KRRiT może od nas zażądać z górą 1630 złotych zaległych opłat. Twardowska zapewnia jednak, że jeżeli dłużnik nie może spłacić zobowiązań od razu, to istnieje możliwość rozłożenia całej sumy na raty.
Trzeba zaznaczyć, że KRRiT dobrze wie, o co się bije. Według szacunków dzisiaj zaległości abonamentowe Polaków wynoszą ponad dwa miliardy złotych. A spośród ponad czterech milionów zarejestrowanych użytkowników telewizorów z górą trzy miliony nie płacą abonamentu RTV (istnieje formalny obowiązek rejestracji zakupionego odbiornika, jednak wielu ich posiadaczy nie rejestruje nowych urządzeń).
Czy sposób zastosowany teraz przez KRRiT okaże się skuteczny?
Nie wiadomo. Chodzi bowiem o to, że Polacy nie rozumieją do końca idei tej opłaty. Przypomnijmy, że abonament jest podatkiem od posiadanego odbiornika, a nie od odbioru sygnału telewizji publicznej. Telewidzowie z jednej strony często buntują się przeciwko dodatkowym podatkom od kupionego już telewizora, z drugiej oburza ich fakt łożenia na tak zwaną misję publiczną TVP, która nie jest do końca zdefiniowana.
W dodatku zdaniem wielu Polaków oferta programowa Telewizji Polskiej jest słaba, a sama instytucja kierowana przez przypadkowych ludzi z politycznego klucza.
Nowy pomysł KRRiT to niejedyna idea usprawnień w pobieraniu tego podatku. Obecnie trwają prace nad nową wersją ustawy medialnej, a jedna z koncepcji przewiduje pobieranie abonamentu przez dostawców energii elektrycznej. Nie wiadomo jednak, czy taki projekt przejdzie, przepadł już bowiem raz trzy lata temu przy przymiarkach do nowej ustawy medialnej.
Zdaniem użytkownika

Konrad, telewidz z Warszawy

Przyznam, że nie płacę abonamentu, i to z kilku powodów. Uważam, że kupując odbiornik telewizyjny, już raz zapłaciłem za niego podatek VAT, i nie rozumiem, dlaczego miałbym do końca okresu używania tego urządzenia płacić co miesiąc dodatkową daninę. Na publiczną misję TVP? Nie wierzę, by pieniądze z abonamentu były tam racjonalnie wydawane w sytuacji, gdy na przykład zatrudnieni w publicznej telewizji prezenterzy otrzymują miesięczne wynagrodzenia przekraczające 10 tysięcy złotych. A oferta programów nadawanych przez tę stację jest, mówiąc delikatnie, daleka od doskonałości, więc unikam publicznych kanałów. Uczciwie płacę natomiast za telewizję kablową, tutaj bowiem zasady są przejrzyste – wydaję pieniądze wyłącznie na tę ofertę, którą sam sobie wybiorę.
Materiał pochodzi z http://www.komputerswiat.pl

piątek, 2 grudnia 2011

Pozwana Fundacja Helsińska

Tym razem role się odwróciły - Helsińska Fundacja Praw Człowieka została pozwana do sądu. Organizację walczącą o prawa człowieka posądzono o brak pomocy osobie poszkodowanej przez los. Odmówiła ona zwolnionej z pracy nauczycielce monitorowania jej spraw w sądach. Sąd Apelacyjny uchylił wyrok i unieważnił proces w zakresie udziału w nim Fundacji, gdyż reprezentujący ją dr Piotr Kładoczny nie miał prawa występowania przed sądem.



Lawinę pozwów spowodowało zwolnienie z pracy w szkole nauczycielki Grażyny L. Od dziesięciu lat domagała się ona o przywrócenie do pracy. Wytaczała sprawy karne i cywilne wielu podmiotom. Zatrudnionych przy nich było ok. 200 adwokatów z urzędu. Natomiast wyrok 23 listopada br. miał być finałem jej wieloletnich zmagań o godność i dobre imię. Dlatego pozew do sądu cywilnego skierowany był przeciwko Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz Skarbowi Państwa. Skarżąca domagała się wypłaty zadośćuczynienia i odszkodowania za szkody wywołane brakiem pracy, łamanie jej prawa do godnego życia. Powoływała się przy tym na Konwencję Praw Człowieka. Skarżyła się na przewlekłość postępowań sądowych i na działania komornika.
Grażyna L. prosiła o pomoc prawną Fundację od 1993 roku, a także o monitorowanie jej spraw w sądach.
Sąd I instancji 23 marca 2010 roku oddalił powództwo Grażyny L. jako bezzasadne. Natomiast Sąd Apelacyjny w Warszawie wyrokiem 23 listopada br. uchylił zaskarżone orzeczenie i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania.
Sędzia Jan Szachułowicz w uzasadnieni podkreślił, że sprawa ta jest przykładem dwóch zjawisk. Pierwsze polega na tym, że powód sam utrudnia rozpoznanie sprawy. A drugie na nie rozpoznaniu jej istoty przez sąd okręgowy. Postępowanie jest ponadto dotknięte nieważnością, gdyż dr. Piotr Kładoczny, reprezentujący Helsińską Fundację Praw Człowieka jako pozwany nie mógł występować w sprawie. Nie jest on bowiem zatrudniony na etacie w organizacji, jest natomiast pracownikiem naukowym na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.
- Sąd okręgowy uchylił się od rozpoznania sporu – mówił sędzia Szachułowicz. – Ale też powódka utrudniała prowadzenie sprawy mnożąc argumenty i pisma oraz pozwanych. Jednak sąd nie zbadał, o co w tej sprawie chodzi. Powinien na etapie wstępnym ustalić żądania i wezwać powódkę do uzupełnienia pozwu pod rygorem zawieszenia postępowania.
Sędzia zaznaczył, że błąd sądu I instancji polegał na tym, że oddalił on pozew nie ustalając o jaki problem toczy się proces. Nielogiczność działań sądu polegała też na tym, że jedne wnioski dowodowe oddalił, a innych nie rozpoznał w ogóle nie uzasadniając przyczyn. Nie ustalił też statio fisci, jednostki która miałaby reprezentować Skarb Państwa.
Innym błędem sądu, wytkniętym w trakcie apelacji było połączenie wielu spraw w jedną, choć niektóre z nich są już osądzone. – Wątków jest bardzo wiele i błędów jest wiele, dlatego nie można przymykać na nie oczu – posumował sędzia Szachutowicz.
Materiał pochodzi z www.lex.pl