czwartek, 24 listopada 2011

Kruche prawo własności

Mieszkańcy nie będą mogli latami blokować ważnych inwestycji. Dzięki zmianom w kodeksie cywilnym zaproponowanym przez Ministerstwo Sprawiedliwości, tory szybkiej kolei, tramwaju czy wyciąg narciarski będzie można zbudować na prywatnym terenie, bez zgody właściciela gruntu.

- Nie zgadzamy się na żadną nową kolej. Ludzie pozaciągali kredyty we frankach i dziś mają do spłacenia więcej, niż wart jest dom, więc nikt stąd się nie wyprowadzi. Nikt nie chce słuchać co 20 minut gwizdu pędzącego pociągu - mówi mieszkaniec Duchnic pod Warszawą (chce być anonimowy) z komitetu protestacyjnego "Nie dla Kolei Dużych Prędkości". Trasa pociągu szybkiej kolei, który połączy Warszawę z Łodzią, Poznaniem i Wrocławiem, ma biec w pobliżu liczących blisko tysiąc mieszkańców Duchnic, zaledwie 300 metrów od domu protestującego mężczyzny i jego sąsiadów.

I choć inwestycja ma być budowana w latach 2020-2030, to już dziś rząd przygotowuje się na ewentualne protesty.

Ministerstwo Sprawiedliwości proponuje, by dzięki nowelizacji kodeksu cywilnego można było kłaść tory na prywatnych działkach, bez konieczności ich wykupu. Jeśli kolejarze nie będą mogli się dogadać z właścicielem terenu, pójdą do sądu, który ustanowi tzw. służebność na gruncie. W zamian właściciel ziemi dostanie jednorazową lub roczną opłatę, ustaloną przez sąd. Ile? Nie wiadomo.

Służebność od kilku lat ułatwia już budowę gazociągów, wodociągów, rur kanalizacyjnych czy linii energetycznych.

Jest też tańsza niż wykup gruntu.

Pomysł ministerstwa cieszy samorządowców, bo na tej samej zasadzie będzie można budować trakcje trolejbusowe i tory tramwajowe. Z nowych rozwiązań skorzystać mogą także narciarze. Przepis ma złamać np. opór górali blokujących w przyszłości budowę nowych wyciągów narciarskich.

Co więcej, nowelizacja otwiera też furtkę do legalizacji już istniejących inwestycji. Ma to o tyle znaczenie, że w PRL-u - zwłaszcza słupy energetyczne i rurociągi - budowano często bez zezwoleń. Dziś właściciele działek domagają się ich usunięcia.

Adrian Furgalski, ekspert transportowy, ocenia, że nowe prawo może niewiele zmienić. - Protestów nie da się uniknąć, zwłaszcza na terenach mocno zurbanizowanych, tak jak to jest pod Warszawą. Dla inwestora lepiej, jak wykupi teren, bo wtedy będzie mógł z nim robić co chce, a nie będzie zależny od prywatnego właściciela - podkreśla Furgalski.

Nowe prawo czeka na przyjęcie przez rząd. Może to się stać w najbliższych miesiącach. Potem zmiany w kodeksie cywilnym musi zatwierdzić Sejm.

Materiał pochodzi z www.emetro.pl

środa, 23 listopada 2011

Sąd: prezes spółdzielni nie może taić zarobków

Sąd Okręgowy w Olsztynie orzekł w piątek, że prezes spółdzielni mieszkaniowej nie może ukrywać uchwał o wysokości swoich zarobków przed spółdzielcami. Tym samym utrzymał w mocy wyrok sądu niższej instancji wobec prezesa olsztyńskiego „Pojezierza” Wiesława Barańskiego

 
Zarobki Barańskiego chciał poznać spółdzielca Wiesław Szmidt, który wielokrotnie prosił prezesa o udostępnienie mu kopii uchwał, w której zapisana jest krotność średniej płacy w spółdzielni - owa krotność określa wysokość bazowej pensji prezesa. Gdy spółdzielnia nadsyłała Szmidtowi te uchwały, krotność, którą otrzymuje Barański, była zamazywana. Sąd uznał, że takie praktyki są niezgodne z prawem.
„Członek spółdzielni mieszkaniowej jest pracodawcą prezesa spółdzielni, bo w kosztach, które co miesiąc pokrywa, jakiś procent tej kwoty jest przeznaczony na płacę prezesa” - powiedziała, uzasadniając wyrok, sędzia Magdalena Chudy i dodała, że nie rozumie zachowania prezesa, który nie ma powodów, by wstydzić się swoich zarobków.
„Dla mnie to zachowanie jest dziwaczne” – powiedziała sędzia. Podkreśliła, że „dziwaczność” ta wiąże się z tym, że spółdzielca Wiesław Szmidt nie domaga się do Barańskiego podania wprost wysokości pensji, a jedynie chce się zapoznać z uchwałą, która ją określa.
Sąd okręgowy podzielił stanowisko sądu rejonowego, który we wrześniu skazał za to Barańskiego na 2 tys. zł grzywny. Sędzia Chudy wytknęła jednak sądowi pierwszej instancji, że nie ustalił wysokości pensji prezesa ani nie zbadał jego stanu majątkowego. Na rozprawie w sądzie rejonowym pytany przez sąd o wysokość zarobków Barański odpowiedział, że zarabia „kilkanaście tysięcy złotych”. Zdaniem sądu okręgowego taka odpowiedź nie była precyzyjna i sąd rejonowy winien wystąpić do urzędu skarbowego o zeznanie podatkowe Barańskiego lub zażądać z banku wyciągów.
„Takie dokumenty znalazłby się w aktach sprawy, a strony mogą swobodnie zapoznawać się z aktami. Gdyby sąd rejonowy to zrobił, wysokość pensji prezesa już nie byłaby tajemnicą” – zauważyła sędzia Chudy.
Barańskiego ani jego adwokata nie było w piątek na publikacji wyroku. Z „Pojezierza” przyszły do sądu dwie pracownice, które przysłuchiwały się motywom orzeczenia, siedząc na ławach dla publiczności.
Wyrok jest prawomocny, kasacji od niego nie mogą wnieść strony a jedynie uprawnione organy, np. minister sprawiedliwości czy Rzecznik Praw Obywatelskich.
Ponieważ wyrok jest prawomocny, nazwisko obwinionego nie podlega utajnieniu.

Materiał pochodzi z www.lex.pl

wtorek, 22 listopada 2011

SN: Ubezpieczyciel musi zwrócić z OC sprawcy wydatki na auto zastępcze

Firma ubezpieczeniowa musi zwrócić poszkodowanemu koszty wynajęcia pojazdu zastępczego, także gdy ze swego uszkodzonego auta korzystał tylko w celach prywatnych - uznał Sąd Najwyższy w czwartkowej uchwale. Pieniądze będą pochodzić z OC sprawcy wypadku.

Uchwała zapadła w powiększonym składzie siedmiu sędziów Sądu Najwyższego (skład zwykły to trzech sędziów). Jest odpowiedzią na pytanie prawne Rzecznika Ubezpieczonych.
Dotychczas firmy ubezpieczeniowe najczęściej odmawiały zwrotu z ubezpieczenia OC sprawcy wypadku drogowego kosztów wynajmu samochodu zastępczego, jeżeli właściciel uszkodzonego lub zniszczonego auta korzystał z niego wyłącznie do celów prywatnych, np. na dojazdy do pracy, na zakupy, do wożenia dzieci do szkoły.
Sądy wydawały w takich sprawach różne wyroki. Były orzeczenia, w których sądy przyznawały od firm ubezpieczeniowych zwrot wydatków poniesionych na wynajęcie samochodu zastępczego, także gdy poszkodowany nie korzystał z uszkodzonego pojazdu w celach zarobkowych. Sądy opierały się w tym zakresie na stanowisku, jakie zajął Sąd Najwyższy w wyroku z 2004 r. (sygn. IV CK 672/03).
Ale były też wyroki, w których sądy uznawały, że w takiej sytuacji zwrot wydatków na wynajęcie pojazdu zastępczego się nie należy. Często argumentowały, że zwrot przysługiwałby poszkodowanemu, jeśli nie mógłby on korzystać z komunikacji publicznej albo gdyby wykazał, że wskutek niemożności korzystania ze swego pojazdu poniósł konkretną szkodę majątkową.
Te rozbieżności w orzecznictwie sądowym i niejednolita praktyka firm ubezpieczeniowych spowodowały, że Rzecznik Ubezpieczonych zwrócił się z pytaniem w tej sprawie do Sądu Najwyższego.
W czwartkowej uchwale (sygn. III CZP 5/11) SN uznał, że w ramach OC sprawcy szkody firma ubezpieczeniowa ma obowiązek zwrócić poszkodowanemu wydatki na wynajęcie pojazdu zastępczego, także gdy uszkodzony czy zniszczony pojazd nie służy do prowadzenia działalności gospodarczej.
Sąd zastrzegł jednak, że odpowiedzialność ubezpieczyciela obejmuje celowe i ekonomicznie uzasadnione wydatki na ten cel. Jednoznacznie przy tym stwierdził, że zwrot nie jest uzależniony od niemożności korzystania przez poszkodowanego z komunikacji zbiorowej.
Materiał pochodzi z www.lex.pl