wtorek, 17 lipca 2012

Świnia.pl: plują na kogo chcą. Jak sobie z tym radzić?


Codziennie na stronie swinia.pl przybywa osób, które są ofiarami zniesławienia i szkalowania przez innych. Sądy każą im bronić się na własną rękę. Ale jest pewien sposób na zmuszenie organów ścigania do samodzielnego działania.

Szmata, dziwka, ćpun, sukinsyn – to tylko łagodniejsze z całej palety określeń, które można spotkać we wpisach umieszczanych w serwisie swinia.pl. Strona od pewnego czasu wywołuje duże poruszenie w polskiej sieci, jednak nadal funkcjonuje bez większych przeszkód. Choć gołym okiem widać, że jest przeznaczona tylko do jednego celu, i to w dodatku sprzecznego z polskim prawem. Niestety okazuje się, że egzekwowanie tego prawa w podobnych wypadkach pozostawia wiele do życzenia.
Napluj na kogo chcesz
Zasada funkcjonowania serwisu swinia.pl jest dosyć przejrzysta: po zarejestrowaniu się każdy użytkownik może umieścić na platformie wpis dotyczący konkretnej osoby (na przykład niezbyt lubianej koleżanki), dodać jej zdjęcie i opatrzyć obraźliwym opisem zawierającym dowolne epitety. Następnie inni użytkownicy strony mogą umieszczać poniżej swoje komentarze. Sami twórcy serwisu nazywają ten mechanizm „podkładaniem świni”.
Niestety okazało się, że pomysł uruchomienia podobnej platformy trafił dokładnie w gusta najgorszej części społeczności internautów. W dniu pisania tego tekstu w serwisie funkcjonowało ponad 2200 wpisów prześcigających się w nieskrępowanym pluciu na w większości bogu ducha winne osoby. Popularność platformy także niestety jest spora. Może o tym świadczyć fakt, że po założeniu tam przez Komputer Świat nowego eksperymentalnego konta i umieszczeniu wątku z zupełnie neutralnym opisem w ciągu dziesięciu minut doczekał się on ponad 50 odsłon.
Nie wiadomo jakie są motywy, które pchają niektórych internautów do aktywnego korzystania ze wspomnianej witryny – to zapewne bogaty materiał dla socjologów, a w niektórych wypadkach być może także dla psychiatrów. Niestety wiadomo za to, co według twórców serwisu mają zrobić ofiary szkalowane w konkretnych wpisach. Otóż mogą one usunąć konkretne wątki ze sobą w roli głównej, ale pod jednym warunkiem – wniesienia za pośrednictwem SMS-a opłaty w wysokości 24 złotych. To zaś może oznaczać prawdziwą żyłę dla założycieli strony. Nietrudno bowiem policzyć, że w sytuacji, gdy wszyscy poszkodowani zechcieliby skorzystać z tego sposobu, to do kieszeni twórców serwisu trafiłyby prawie 53 tysiące złotych. A nigdzie nie ma gwarancji, że raz usunięty wpis nie pojawi się ponownie, tyle że w nieco zmienionej formie.
Obrona niełatwa, ale możliwa
Co w tej sytuacji mają zrobić osoby obrażone w wulgarny sposób w serwisie swinia.pl? Czy pozostaje im jedynie przyjąć pokornie warunki twórców strony i zapłacić wspomniany haracz za usunięcie szkalującego ich wpisu? Niekoniecznie, ale podjęcie oficjalnych działań nie oznacza niestety ani łatwej drogi, ani szybkich efektów.
Dwie internautki z Pomorza obrażone na stronie swinia.pl zgłosiły na policji doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Policjanci przyjęli zgłoszenia, po czym przekazali je dalej, czyli do sądu. Tymczasem sąd polecił pokrzywdzonym samodzielne ustalenie numerów IP komputerów i innych danych autorów obraźliwych wpisów. To skazało wspomniane internautki na działanie na własną rękę, i to niestety w majestacie polskiego prawa.
Chodzi o przestępstwo, którego ściganie odbywa się z oskarżenia prywatnego - jest to jeden z wyjątków od zasady przeważającej w przypadku większości przestępstw, to znaczy oskarżenia publicznego. Wtedy sprawę prowadzi prokurator – tłumaczy Natalia Bartsch, adwokat z kancelarii Kochański, Zięba, Rapala i Partnerzy. - Stąd wynika wiele utrudnień, bo to nie prokurator jest oskarżycielem, lecz dana osoba, która oczywiście może ustanowić profesjonalnego pełnomocnika.
Według mecenas Bartsch jako bohaterowie szkalujących nasze dobre imię wpisów możemy interweniować u administratora serwisu pomimo braku wspomnianej wcześniej wpłaty:
W oparciu o art. 14 ust. 1 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną administrator, który uzyskał wiarygodną wiadomość o bezprawnym charakterze przechowywanych na jego stronie wpisów, nie odpowiada za te wpisy jeżeli je usunie lub uniemożliwi do nich dostęp. W przeciwnym razie od momentu uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym wpisie również administrator ponosi odpowiedzialność za ich treść. Ustawa oczywiście nie przewiduje tu żadnych opłat. Zatem brak dokonania opłaty wskazanej w regulaminie nie będzie miał wpływu na chwilę, od której administrator strony również ponosi odpowiedzialność za treści. Oczywiście te treści, jak i prawa które naruszają trzeba administratorowi w sposób konkretny wskazać.
Widać więc, że założyciele serwisu nie są w pełni chronieni od odpowiedzialności za umieszczane tam wpisy pomimo zastrzeżenia w regulaminie, że w zasadzie za nic nie odpowiadają.
Ofiary ataków w serwisie swinia.pl nie muszą też być pozostawione same sobie, bez wsparcia organów ścigania. Poszkodowani mogą bowiem złożyć wniosek o zabezpieczenie dowodów, a wówczas sąd będzie musiał wystąpić do administratora strony o podanie numerów IP autorów wpisów.
Pozostaje jeszcze jeden sposób, który podsuwa mecenas Bartsch:
 
Do rozważenia w konkretnej sytuacji pozostaje, czy dany sprawca swoim zachowaniem nie wypełnia znamion tzw. przestępstwa stalkingu, które jest pewną nowością w naszym Kodeksie karnym (190a k.k.). To przestępstwo jest już ścigane z oskarżenia publicznego, potrzebny jest jedynie wniosek osoby pokrzywdzonej.
W tym ostatnim wypadku trzeba będzie przekonać policję, że z powodu agresywnych wpisów na nasz temat czujemy się na przykład zagrożeni. Wówczas istnieje szansa na zakwalifikowanie całej sprawy jako wspomniany stalking, a to powinno zmusić polski system prawny do samodzielnego działania bez dalszego udziału pokrzywdzonych.
Przy okazji kontrowersji wokół serwisu swinia.pl powróciły stawiane już wcześniej pytania o konieczność przystosowania polskiego prawa do nowej, internetowej rzeczywistości. I stworzenia mechanizmów, które pozwoliłyby szybko blokować strony siejące w sieci nienawiść. Na razie jednak na dyskusjach się kończy, co pozwala bez przeszkód działać podobnym serwisom nawet przez wiele lat zanim uda się je zamknąć.
Materiał pochodzi z http://www.komputerswiat.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz