Płoną sztuczne ognie, płynie już muzyka, idzie Nowy Rok, stary już umyka wiec wznieśmy puchary, tańczmy do rana, niech los nam nie szczędzi kawioru i szampana.
niedziela, 30 grudnia 2012
piątek, 21 grudnia 2012
Życzenia świąteczne
Tradycyjnie jak co roku
sypią się życzenia zewsząd,większość życzy świąt wesołych
i podarków znakomitych,a ja życzę, moi drodzy,
byście święta te spędzili tak jak każdy sobie wymarzy.
Może po cichutku bez hałasu idąc na spacer gdzieś do parku,
może w gronie swoich znajomych jedząc karpia z jednej miski,
może gdzieś tam w ciepłym kraju czując się jak Ewa w raju,
może lepiąc gdzieś bałwanka, jeśli dużo śniegu napada.
sobota, 8 września 2012
VAT OD DARMOWYCH PORAD PRAWNYCH
W połowie maja Naczelna Rada Adwokacka zwróciła się m.in. do Ministra Finansów z zapytaniem o wyjaśnienie problemu świadczenia darmowej pomocy prawnej przy okazji ogólnopolskiej akcji „Adwokaci Pro Bono” na gruncie podatku od towarów i usług. Od dnia 1 maja br. prawnicy obowiązani są bowiem rejestrować w kasie fiskalnej oraz wydawać swoim klientom paragony z tytułu świadczonych usług. Jednocześnie uchylanie się od tego obowiązku może skutkować określonymi konsekwencjami karno-skarbowymi. Wprowadzone zmiany spowodowały wiele niejasności co do konieczności opodatkowania udzielanych za darmo porad prawnych.
W odpowiedzi z dnia 1 czerwca 2011 r. (PT3/812/41/217/11/LWA/BMI9 6850) Ministerstwo Finansów poinformowało, iż to, czy darmowe porady prawne udzielane przez prawników podlegają opodatkowaniu podatkiem od towarów i usług zależy w głównej mierze od tego, czy korzyści z udzielonej porady odnosi osoba (podmiot) uzyskujący darmową poradę, czy też udzielający porady. Z brakiem opodatkowania, zgodnie z wyjaśnieniami Ministerstwa Finansów, będziemy mieli do czynienia „jeżeli celem prowadzonych nieodpłatnie działań jest budowanie pozytywnego wizerunku kancelarii, co w efekcie prowadzi do pozyskania nowych klientów, a działania te znajdują odzwierciedlenie np. w podejmowanych przez podatnika akcjach informacyjnych (…) w takiej sytuacji włączenie się w działalność pro bono celem uzyskania z tego tytułu korzyści dla kancelarii odsuwa w świetle przepisów o podatku od towarów i usług na dalszy plan analizę korzyści, które w ramach tego działania odnosi podmiot uzyskujący nieodpłatną poradę prawną”. Jeżeli jednak prawnik udzieli porady prawnej w ramach pomocy prawnej, wsparcia prawnego wówczas obowiązany będzie (zgodnie z udzieloną informacją) opodatkować taką usługę - „w innym przypadku, jeśli celem nieodpłatnego świadczenia jest przede wszystkim udzielenie danemu podmiotowi korzyści w postaci bezpłatnego wsparcia prawnego, usługi takie podlegają opodatkowaniu na zasadach ogólnych a podstawą opodatkowania tych usług jest koszt ich świadczenia poniesiony przez podatnika zgodnie z art. 29 ust. 12 ustawy o podatku od towarów i usług”.
Wydana informacja (nie interpretacja, co zaznacza Minister Finansów) budzi zdumienie, bowiem zgodnie z twierdzeniami Ministerstwa Finansów, jeżeli adwokat udziela darmowych porad mając na względzie promocję firmy lub, ogólniej rzecz ujmując, określone cele gospodarcze, wówczas takiej czynności nie opodatkuje, natomiast jeżeli porady udzieli charytatywnie, podatek w stawce podstawowej jak najbardziej doliczy do kosztu wykonanej usługi. Zaistniałą sytuację można było rozwiązać w sposób szybszy i prostszy, bez konieczności wydawania rachitycznych wyjaśnień. Otóż zgodnie z art. 82 ust. 3 ustawy o podatku od towarów i usług, Minister Finansów może, w drodze rozporządzenia, wprowadzić inne niż określone w art. 43-81 zwolnienia od podatku. Uniknięto by zapewne wielu problemów, w szczególności mając na uwadze to, iż podobne działania prowadzone są już od kilku lat.
Adrian Kozakiewicz
Młodszy Konsultant Podatkowy
ISP Modzelewski
Materiał pochodzi z http://www.iform.pl
wtorek, 21 sierpnia 2012
Roznosili ulotki, a teraz muszą za to... płacić. "Pracodawca" publikuje listę "dłużników"
Chcieli zarobić na wakacje, teraz sami muszą zapłacić. Roznosiciele ulotek jednej z firm świadczących porady prawne nie tylko pracują za darmo, ale muszą płacić właścicielowi kilkutysięczne odszkodowania. Wszystko zgodnie z prawem.
Anita uczy się w liceum. Na jednym z portali internetowych zamieściła ogłoszenie, że szuka pracy: - Ten pan zaproponował mi roznoszenie ulotek w Krakowie za 10 złotych za godzinę. Umówiliśmy się na spotkanie i podpisanie umowy. Mówił rzeczowo, zdziwiło mnie tylko to, że nie ma żadnego biura i umowę podpisujemy w McDonaldzie.
Wraz z podpisaniem umowy pokwitowała odebranie 10 tysięcy sztuk ulotek, które Radosław M. miał dosłać pocztą. Biura w Krakowie nie ma, bo jego firma oferująca porady prawne i tłumaczenia ma siedzibę w Pszczynie. Anita o rozpoczęciu pracy miała informować szefa SMS-em, a w zeszycie i na mapce zaznaczać, gdzie dokładnie rozniosła ulotki. Po powrocie do domu z ciekawości sprawdziła firmę w internecie. - To, co zobaczyłam, przeraziło mnie. Ludzie na forach pisali, że to oszust, że nie płaci i oskarża pracowników o wyrzucenie ulotek, niewykonanie pracy i każe im płacić ogromne odszkodowania - opowiada.
Wraz z podpisaniem umowy pokwitowała odebranie 10 tysięcy sztuk ulotek, które Radosław M. miał dosłać pocztą. Biura w Krakowie nie ma, bo jego firma oferująca porady prawne i tłumaczenia ma siedzibę w Pszczynie. Anita o rozpoczęciu pracy miała informować szefa SMS-em, a w zeszycie i na mapce zaznaczać, gdzie dokładnie rozniosła ulotki. Po powrocie do domu z ciekawości sprawdziła firmę w internecie. - To, co zobaczyłam, przeraziło mnie. Ludzie na forach pisali, że to oszust, że nie płaci i oskarża pracowników o wyrzucenie ulotek, niewykonanie pracy i każe im płacić ogromne odszkodowania - opowiada.
Chcesz rozwiązać umowę? 2 tys. kary
Postanowiła jak najszybciej się wycofać. Po dwóch dniach do Radosława M. wysłała rozwiązanie umowy. Wtedy dostała SMS-a, że zgodnie z umową musi zapłacić karę w wysokości 2 tys. zł. I rzeczywiście, paragraf 8 umowy brzmi: "W razie nieprawidłowości w wykonaniu dzieła (...) Wykonawca obowiązany jest do zapłaty kary umownej w wysokości 5000 zł. Kwota ta stanowi odszkodowanie w ramach utraty czasu poświęconego zawarciu umowy i czasu kontroli, jak i utraty prawidłowego reklamowania firmy w czasie trwania zlecenia, utraty przekazanych ulotek, uniemożliwienia zatrudnienia innego pracownika w ww. czasie i innych strat spowodowanych działaniami Wykonawcy".
Identyczną umowę podpisał Sebastian Krawczyk, student z Krakowa. Ale on ulotki roznosił przez dwa miesiące. Kiedy upomniał się o wypłatę, zaczęło się. - Dzwoniłem kilkanaście razy, a on ciągle mówił to samo: że jego pracownicy sprawdzają, czy prawidłowo wykonałem pracę, że stwierdzili niedociągnięcia, że na takiej i takiej ulicy ulotek nie zostawiłem - denerwuje się. - Jak on mógł to sprawdzić, szczególnie po takim czasie? Ja wszystkie ulotki rozniosłem i każdą lokalizację notowałem w zeszycie i na mapce - dodaje.
Radosława M. te zapewniania nie przekonały. Nie tylko nie zapłacił Sebastianowi za pracę, ale po kilku tygodniach zażądał kary za niewykonanie zlecenia. - Dostałem SMS-a, że mam zapłacić 2 tys. zł, a później - informację, że kwota wzrosła do 3 tys. i że wpisał mnie na listę dłużników na swojej stronie internetowej.
I rzeczywiście, na stronie firmy jest zakładka "Czarna lista", a na niej 454 "dłużników". Imię, pierwsza litera nazwiska, miasto i kwota do zapłaty. W kolejnej zakładce skany wygranych spraw sądowych. - Czytałam na forach, że on te sprawy wygrywa i ludzie muszą mu płacić, bo umowa jest zgodna z prawem. Konsultowałam ją z adwokatami, byłam nawet w prokuraturze, ale za każdym razem słyszałam, że nic nie można z tym zrobić, bo umowa jest podpisana i prawomocna - mówi Anita.
Winny oszustw, znów oskarżony
To, niestety, prawda. - Umowa, która została podpisana, zgodnie z prawem obowiązuje - potwierdza były minister sprawiedliwości profesor Zbigniew Ćwiąkalski. - Ale ja na pewno bym jej nie podpisał, bo zawiera kilka dziwnych paragrafów, jak chociażby podstawy kary umownej, której pracodawca żąda m.in. za czas poświęcony na podpisanie umowy. To kuriozum - ocenia.
Co na to właściciel firmy? Kiedy odebrał telefon, za wyjaśnienie historii Sebastiana i Anity zażyczył sobie 100 złotych za każdą minutę rozmowy, bo - jak stwierdził - jego czas jest bardzo cenny. I na pewno ceni sobie każdą minutę na wolności, bo okazuje się, że był już karany za oszustwa, a teraz w przed Sądem Rejonowym w Siemianowicach Śląskich toczy się przeciwko niemu postępowanie ws. kolejnych. Co ciekawe, nie chodzi o rozdawanie ulotek, ale o porady prawne, które tymi ulotkami reklamował.
- Jeżeli te sytuacje się powtarzają i te osoby są świadomie wprowadzane w błąd co do warunków wykonywania pracy, bądź też nie dostarcza się im ulotek mimo pokwitowania, można domniemywać, że dochodzi do przestępstwa oszustwa - wyjaśnia prof. Ćwiąkalski. - Sprawą należałoby zainteresować prokuraturę z zaznaczeniem, że tych przypadków jest wiele, bo w pojedynkę nie mają większych szans - radzi.
Sebastian na razie wakacyjnej pracy ma dosyć. Ania, zamiast pracować i mieszkać z koleżanką w Krakowie, wróciła do rodziców do rodzinnej wsi. Kar płacić nie zamierzają. Nie mają z czego. Sebastian postanowił zgłosić sprawę na policję. - Cztery razy się zastanowię, zanim następnym razem podpiszę jakąkolwiek umowę - zarzeka się.
Anita jeszcze się boi. Na razie Radosław M. przestał wysyłać jej SMS-y z ponagleniem zapłaty. - Ja się nawet do niego nie odzywam, bo słyszałam, że jeśli któryś z "dłużników" próbuje się z nim kontaktować, jest oskarżany o nękanie - mówi. Ale nie wyklucza, że jeśli inni też się zdecydują, zgłosi sprawę do sądu.
Postanowiła jak najszybciej się wycofać. Po dwóch dniach do Radosława M. wysłała rozwiązanie umowy. Wtedy dostała SMS-a, że zgodnie z umową musi zapłacić karę w wysokości 2 tys. zł. I rzeczywiście, paragraf 8 umowy brzmi: "W razie nieprawidłowości w wykonaniu dzieła (...) Wykonawca obowiązany jest do zapłaty kary umownej w wysokości 5000 zł. Kwota ta stanowi odszkodowanie w ramach utraty czasu poświęconego zawarciu umowy i czasu kontroli, jak i utraty prawidłowego reklamowania firmy w czasie trwania zlecenia, utraty przekazanych ulotek, uniemożliwienia zatrudnienia innego pracownika w ww. czasie i innych strat spowodowanych działaniami Wykonawcy".
Identyczną umowę podpisał Sebastian Krawczyk, student z Krakowa. Ale on ulotki roznosił przez dwa miesiące. Kiedy upomniał się o wypłatę, zaczęło się. - Dzwoniłem kilkanaście razy, a on ciągle mówił to samo: że jego pracownicy sprawdzają, czy prawidłowo wykonałem pracę, że stwierdzili niedociągnięcia, że na takiej i takiej ulicy ulotek nie zostawiłem - denerwuje się. - Jak on mógł to sprawdzić, szczególnie po takim czasie? Ja wszystkie ulotki rozniosłem i każdą lokalizację notowałem w zeszycie i na mapce - dodaje.
Radosława M. te zapewniania nie przekonały. Nie tylko nie zapłacił Sebastianowi za pracę, ale po kilku tygodniach zażądał kary za niewykonanie zlecenia. - Dostałem SMS-a, że mam zapłacić 2 tys. zł, a później - informację, że kwota wzrosła do 3 tys. i że wpisał mnie na listę dłużników na swojej stronie internetowej.
I rzeczywiście, na stronie firmy jest zakładka "Czarna lista", a na niej 454 "dłużników". Imię, pierwsza litera nazwiska, miasto i kwota do zapłaty. W kolejnej zakładce skany wygranych spraw sądowych. - Czytałam na forach, że on te sprawy wygrywa i ludzie muszą mu płacić, bo umowa jest zgodna z prawem. Konsultowałam ją z adwokatami, byłam nawet w prokuraturze, ale za każdym razem słyszałam, że nic nie można z tym zrobić, bo umowa jest podpisana i prawomocna - mówi Anita.
Winny oszustw, znów oskarżony
To, niestety, prawda. - Umowa, która została podpisana, zgodnie z prawem obowiązuje - potwierdza były minister sprawiedliwości profesor Zbigniew Ćwiąkalski. - Ale ja na pewno bym jej nie podpisał, bo zawiera kilka dziwnych paragrafów, jak chociażby podstawy kary umownej, której pracodawca żąda m.in. za czas poświęcony na podpisanie umowy. To kuriozum - ocenia.
Co na to właściciel firmy? Kiedy odebrał telefon, za wyjaśnienie historii Sebastiana i Anity zażyczył sobie 100 złotych za każdą minutę rozmowy, bo - jak stwierdził - jego czas jest bardzo cenny. I na pewno ceni sobie każdą minutę na wolności, bo okazuje się, że był już karany za oszustwa, a teraz w przed Sądem Rejonowym w Siemianowicach Śląskich toczy się przeciwko niemu postępowanie ws. kolejnych. Co ciekawe, nie chodzi o rozdawanie ulotek, ale o porady prawne, które tymi ulotkami reklamował.
- Jeżeli te sytuacje się powtarzają i te osoby są świadomie wprowadzane w błąd co do warunków wykonywania pracy, bądź też nie dostarcza się im ulotek mimo pokwitowania, można domniemywać, że dochodzi do przestępstwa oszustwa - wyjaśnia prof. Ćwiąkalski. - Sprawą należałoby zainteresować prokuraturę z zaznaczeniem, że tych przypadków jest wiele, bo w pojedynkę nie mają większych szans - radzi.
Sebastian na razie wakacyjnej pracy ma dosyć. Ania, zamiast pracować i mieszkać z koleżanką w Krakowie, wróciła do rodziców do rodzinnej wsi. Kar płacić nie zamierzają. Nie mają z czego. Sebastian postanowił zgłosić sprawę na policję. - Cztery razy się zastanowię, zanim następnym razem podpiszę jakąkolwiek umowę - zarzeka się.
Anita jeszcze się boi. Na razie Radosław M. przestał wysyłać jej SMS-y z ponagleniem zapłaty. - Ja się nawet do niego nie odzywam, bo słyszałam, że jeśli któryś z "dłużników" próbuje się z nim kontaktować, jest oskarżany o nękanie - mówi. Ale nie wyklucza, że jeśli inni też się zdecydują, zgłosi sprawę do sądu.
Materiał pochodzi z http://www.tokfm.pl
niedziela, 22 lipca 2012
Licencjat na kierunku humanistycznym i 13 tys. zł wystarczą, by w dwa i pół roku zostać magistrem prawa
Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej jako pierwsza w kraju otwiera studia prawnicze drugiego stopnia.
Daria Pawełczak parę tygodni temu skończyła prawo na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Uczyła się pięć lat. - Magister prawa w dwa i pół roku? To niemożliwe. Po pięciu semestrach czułam, że umiem niewiele.
- Na Zachodzie prawo można studiować po wcześniejszym uzyskaniu tytułu licencjata na innym kierunku, np. ekonomii. Dzięki temu prawnik ma szersze horyzonty - przekonuje prof. Teresa Gardocka, prorektor Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
SWPS jako pierwsza uczelnia w kraju uruchamia studia prawa drugiego stopnia. Prawnikiem w pięć semestrów będzie można zostać w Poznaniu i w Warszawie. Koszt? Na studiach stacjonarnych: 7 tys. zł za rok. Na niestacjonarnych będzie taniej: 5,5 tys. zł.
Pionierska oferta SWPS
Przyjęta przez Polskę Deklaracja Bolońska wymaga, by studia były prowadzone w systemie trzy plus dwa (trzy lata studiów licencjackich i dwa magisterskich). Po jej wprowadzeniu w 2005 r. pozostało dziesięć kierunków, na których studia musiały trwać pięć lat. Jednolite studia magisterskie musiał mieć za sobą przyszły prawnik, lekarz, psycholog, aktor czy farmaceuta. W październiku zeszłego roku Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zgodziło się, by prawo i psychologię podzielić. SWPS skorzystała z tej możliwości jako pierwsza.
Na szybkie prawo będą mogły aplikować osoby posiadające tytuł lekarza, magistra albo licencjata dowolnego kierunku społecznego lub humanistycznego. W programie są zajęcia m.in. z prawa cywilnego, gospodarczego, karnego. Wykładowcy: prof. Marek Chmaj, specjalista prawa samorządowego, czy Andrzej Wróbel, sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Przyspieszone studia dadzą absolwentom takie same uprawnienia jak te pięcioletnie: możliwość zdawania na aplikacje prawnicze, robienia doktoratu.
Jaka będzie jakość dyplomów?
Prawnicy są podzieleni w swoich opiniach na temat dwuipółletnich studiów prawniczych.
- Prawnik musi nauczyć się myślenia w określony sposób, by potrafił dopasować wiedzę i przepisy do różnych sytuacji. Nie wiem, czy to możliwe w pięć semestrów - zastanawia się Miłosz Grzybowski, poznański radca prawny. - Studia prawnicze to ogrom materiału, na którego opanowanie potrzeba czasu i przede wszystkim praktyki.
- Dzielenie studiów prawniczych na dwa stopnie nie jest złym pomysłem. Licencjaci po prawie mogliby pracować np. w policji - mówi prof. Krystyna Wojtczak, prodziekan Wydziału Prawa i Administracji na UAM. Pani profesor ma jednak wątpliwości co do jakości dyplomów magistrów prawa po dwóch latach studiów. - Powinno zareagować Ministerstwo Sprawiedliwości: ustalić, jakie uprawnienia ma magister prawa po pięciu, a jakie po dwóch latach studiów.
Klaudyna Krupa, studentka prawa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, działająca w stowarzyszeniu młodych prawników Elsa: - Sprawa jest niejednoznaczna. Czy zależy nam na profesjonalistach, ekspertach rynku usług prawniczych, czy na masowej produkcji ludzi z szerszą świadomością prawną?
Będą musieli uzupełniać
Czy dwa i pół roku wystarczy, by przygotować do trudnego egzaminu na aplikację? - Osoby, które rozpoczną takie studia np. po administracji, nie powinny mieć większego problemu z programem - przekonuje prof. Chmaj. - Ci, którzy uczyli się wcześniej czegoś innego, np. socjologii czy ekonomii, z pewnością będą musieli uzupełnić braki z pewnych bazowych przedmiotów. To nie jest łatwe, ale przy odpowiedniej pracy całkowicie możliwe.
- Przepisy pozwalają stworzyć studia drugiego stopnia, składające się z czterech semestrów, ale ze względu na ilość materiału zdecydowaliśmy się na organizację pięciu semestrów - mówi prof. Gardocka.
SWPS zastanawia się teraz nad wprowadzeniem dwustopniowych studiów psychologicznych. - Przepisy wciąż są niejasne i nie wiadomo, jakie uprawnienia miałaby osoba z licencjatem z psychologii, dlatego zdecydowaliśmy się z takimi studiami na razie zaczekać - mówi prof. Gardocka.
- Na Zachodzie prawo można studiować po wcześniejszym uzyskaniu tytułu licencjata na innym kierunku, np. ekonomii. Dzięki temu prawnik ma szersze horyzonty - przekonuje prof. Teresa Gardocka, prorektor Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Pionierska oferta SWPS
Przyjęta przez Polskę Deklaracja Bolońska wymaga, by studia były prowadzone w systemie trzy plus dwa (trzy lata studiów licencjackich i dwa magisterskich). Po jej wprowadzeniu w 2005 r. pozostało dziesięć kierunków, na których studia musiały trwać pięć lat. Jednolite studia magisterskie musiał mieć za sobą przyszły prawnik, lekarz, psycholog, aktor czy farmaceuta. W październiku zeszłego roku Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zgodziło się, by prawo i psychologię podzielić. SWPS skorzystała z tej możliwości jako pierwsza.
Na szybkie prawo będą mogły aplikować osoby posiadające tytuł lekarza, magistra albo licencjata dowolnego kierunku społecznego lub humanistycznego. W programie są zajęcia m.in. z prawa cywilnego, gospodarczego, karnego. Wykładowcy: prof. Marek Chmaj, specjalista prawa samorządowego, czy Andrzej Wróbel, sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Przyspieszone studia dadzą absolwentom takie same uprawnienia jak te pięcioletnie: możliwość zdawania na aplikacje prawnicze, robienia doktoratu.
Jaka będzie jakość dyplomów?
Prawnicy są podzieleni w swoich opiniach na temat dwuipółletnich studiów prawniczych.
- Prawnik musi nauczyć się myślenia w określony sposób, by potrafił dopasować wiedzę i przepisy do różnych sytuacji. Nie wiem, czy to możliwe w pięć semestrów - zastanawia się Miłosz Grzybowski, poznański radca prawny. - Studia prawnicze to ogrom materiału, na którego opanowanie potrzeba czasu i przede wszystkim praktyki.
- Dzielenie studiów prawniczych na dwa stopnie nie jest złym pomysłem. Licencjaci po prawie mogliby pracować np. w policji - mówi prof. Krystyna Wojtczak, prodziekan Wydziału Prawa i Administracji na UAM. Pani profesor ma jednak wątpliwości co do jakości dyplomów magistrów prawa po dwóch latach studiów. - Powinno zareagować Ministerstwo Sprawiedliwości: ustalić, jakie uprawnienia ma magister prawa po pięciu, a jakie po dwóch latach studiów.
Klaudyna Krupa, studentka prawa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, działająca w stowarzyszeniu młodych prawników Elsa: - Sprawa jest niejednoznaczna. Czy zależy nam na profesjonalistach, ekspertach rynku usług prawniczych, czy na masowej produkcji ludzi z szerszą świadomością prawną?
Będą musieli uzupełniać
Czy dwa i pół roku wystarczy, by przygotować do trudnego egzaminu na aplikację? - Osoby, które rozpoczną takie studia np. po administracji, nie powinny mieć większego problemu z programem - przekonuje prof. Chmaj. - Ci, którzy uczyli się wcześniej czegoś innego, np. socjologii czy ekonomii, z pewnością będą musieli uzupełnić braki z pewnych bazowych przedmiotów. To nie jest łatwe, ale przy odpowiedniej pracy całkowicie możliwe.
- Przepisy pozwalają stworzyć studia drugiego stopnia, składające się z czterech semestrów, ale ze względu na ilość materiału zdecydowaliśmy się na organizację pięciu semestrów - mówi prof. Gardocka.
SWPS zastanawia się teraz nad wprowadzeniem dwustopniowych studiów psychologicznych. - Przepisy wciąż są niejasne i nie wiadomo, jakie uprawnienia miałaby osoba z licencjatem z psychologii, dlatego zdecydowaliśmy się z takimi studiami na razie zaczekać - mówi prof. Gardocka.
Więcej... http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,12160884,Zostan_magistrem_prawa__Wystarcza_dwa_lata_.html#ixzz21LafkJfz
wtorek, 17 lipca 2012
Świnia.pl: plują na kogo chcą. Jak sobie z tym radzić?
Codziennie na stronie swinia.pl przybywa osób, które są ofiarami zniesławienia i szkalowania przez innych. Sądy każą im bronić się na własną rękę. Ale jest pewien sposób na zmuszenie organów ścigania do samodzielnego działania.
Szmata, dziwka, ćpun, sukinsyn – to tylko łagodniejsze z całej palety określeń, które można spotkać we wpisach umieszczanych w serwisie swinia.pl. Strona od pewnego czasu wywołuje duże poruszenie w polskiej sieci, jednak nadal funkcjonuje bez większych przeszkód. Choć gołym okiem widać, że jest przeznaczona tylko do jednego celu, i to w dodatku sprzecznego z polskim prawem. Niestety okazuje się, że egzekwowanie tego prawa w podobnych wypadkach pozostawia wiele do życzenia.
Napluj na kogo chcesz
Zasada funkcjonowania serwisu swinia.pl jest dosyć przejrzysta: po zarejestrowaniu się każdy użytkownik może umieścić na platformie wpis dotyczący konkretnej osoby (na przykład niezbyt lubianej koleżanki), dodać jej zdjęcie i opatrzyć obraźliwym opisem zawierającym dowolne epitety. Następnie inni użytkownicy strony mogą umieszczać poniżej swoje komentarze. Sami twórcy serwisu nazywają ten mechanizm „podkładaniem świni”.
Niestety okazało się, że pomysł uruchomienia podobnej platformy trafił dokładnie w gusta najgorszej części społeczności internautów. W dniu pisania tego tekstu w serwisie funkcjonowało ponad 2200 wpisów prześcigających się w nieskrępowanym pluciu na w większości bogu ducha winne osoby. Popularność platformy także niestety jest spora. Może o tym świadczyć fakt, że po założeniu tam przez Komputer Świat nowego eksperymentalnego konta i umieszczeniu wątku z zupełnie neutralnym opisem w ciągu dziesięciu minut doczekał się on ponad 50 odsłon.
Nie wiadomo jakie są motywy, które pchają niektórych internautów do aktywnego korzystania ze wspomnianej witryny – to zapewne bogaty materiał dla socjologów, a w niektórych wypadkach być może także dla psychiatrów. Niestety wiadomo za to, co według twórców serwisu mają zrobić ofiary szkalowane w konkretnych wpisach. Otóż mogą one usunąć konkretne wątki ze sobą w roli głównej, ale pod jednym warunkiem – wniesienia za pośrednictwem SMS-a opłaty w wysokości 24 złotych. To zaś może oznaczać prawdziwą żyłę dla założycieli strony. Nietrudno bowiem policzyć, że w sytuacji, gdy wszyscy poszkodowani zechcieliby skorzystać z tego sposobu, to do kieszeni twórców serwisu trafiłyby prawie 53 tysiące złotych. A nigdzie nie ma gwarancji, że raz usunięty wpis nie pojawi się ponownie, tyle że w nieco zmienionej formie.
Obrona niełatwa, ale możliwa
Co w tej sytuacji mają zrobić osoby obrażone w wulgarny sposób w serwisie swinia.pl? Czy pozostaje im jedynie przyjąć pokornie warunki twórców strony i zapłacić wspomniany haracz za usunięcie szkalującego ich wpisu? Niekoniecznie, ale podjęcie oficjalnych działań nie oznacza niestety ani łatwej drogi, ani szybkich efektów.
Dwie internautki z Pomorza obrażone na stronie swinia.pl zgłosiły na policji doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Policjanci przyjęli zgłoszenia, po czym przekazali je dalej, czyli do sądu. Tymczasem sąd polecił pokrzywdzonym samodzielne ustalenie numerów IP komputerów i innych danych autorów obraźliwych wpisów. To skazało wspomniane internautki na działanie na własną rękę, i to niestety w majestacie polskiego prawa.
- Chodzi o przestępstwo, którego ściganie odbywa się z oskarżenia prywatnego - jest to jeden z wyjątków od zasady przeważającej w przypadku większości przestępstw, to znaczy oskarżenia publicznego. Wtedy sprawę prowadzi prokurator – tłumaczy Natalia Bartsch, adwokat z kancelarii Kochański, Zięba, Rapala i Partnerzy. - Stąd wynika wiele utrudnień, bo to nie prokurator jest oskarżycielem, lecz dana osoba, która oczywiście może ustanowić profesjonalnego pełnomocnika.
Według mecenas Bartsch jako bohaterowie szkalujących nasze dobre imię wpisów możemy interweniować u administratora serwisu pomimo braku wspomnianej wcześniej wpłaty:
- W oparciu o art. 14 ust. 1 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną administrator, który uzyskał wiarygodną wiadomość o bezprawnym charakterze przechowywanych na jego stronie wpisów, nie odpowiada za te wpisy jeżeli je usunie lub uniemożliwi do nich dostęp. W przeciwnym razie od momentu uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym wpisie również administrator ponosi odpowiedzialność za ich treść. Ustawa oczywiście nie przewiduje tu żadnych opłat. Zatem brak dokonania opłaty wskazanej w regulaminie nie będzie miał wpływu na chwilę, od której administrator strony również ponosi odpowiedzialność za treści. Oczywiście te treści, jak i prawa które naruszają trzeba administratorowi w sposób konkretny wskazać.
Widać więc, że założyciele serwisu nie są w pełni chronieni od odpowiedzialności za umieszczane tam wpisy pomimo zastrzeżenia w regulaminie, że w zasadzie za nic nie odpowiadają.
Ofiary ataków w serwisie swinia.pl nie muszą też być pozostawione same sobie, bez wsparcia organów ścigania. Poszkodowani mogą bowiem złożyć wniosek o zabezpieczenie dowodów, a wówczas sąd będzie musiał wystąpić do administratora strony o podanie numerów IP autorów wpisów.
Pozostaje jeszcze jeden sposób, który podsuwa mecenas Bartsch:
- Do rozważenia w konkretnej sytuacji pozostaje, czy dany sprawca swoim zachowaniem nie wypełnia znamion tzw. przestępstwa stalkingu, które jest pewną nowością w naszym Kodeksie karnym (190a k.k.). To przestępstwo jest już ścigane z oskarżenia publicznego, potrzebny jest jedynie wniosek osoby pokrzywdzonej.
W tym ostatnim wypadku trzeba będzie przekonać policję, że z powodu agresywnych wpisów na nasz temat czujemy się na przykład zagrożeni. Wówczas istnieje szansa na zakwalifikowanie całej sprawy jako wspomniany stalking, a to powinno zmusić polski system prawny do samodzielnego działania bez dalszego udziału pokrzywdzonych.
Przy okazji kontrowersji wokół serwisu swinia.pl powróciły stawiane już wcześniej pytania o konieczność przystosowania polskiego prawa do nowej, internetowej rzeczywistości. I stworzenia mechanizmów, które pozwoliłyby szybko blokować strony siejące w sieci nienawiść. Na razie jednak na dyskusjach się kończy, co pozwala bez przeszkód działać podobnym serwisom nawet przez wiele lat zanim uda się je zamknąć.
Materiał pochodzi z http://www.komputerswiat.pl
środa, 11 lipca 2012
Jest projekt zmian w Prawie Telekomunikacyjnym. Koniec niekorzystnych umów ???
Rząd przyjął wczoraj, 10 lipca, projekt zmian w Prawie Telekomunikacyjnym. Jeśli bez oporów przejdzie on przez Parlament, sporo się zmieni na linii Kowalski – operator lub Kowalski – dostawca internetu.
Co dokładnie się zmieni?
Największym przełomem będzie zapewne ograniczenie czasowe w przypadku podpisywania pierwszej umowy z operatorem lub dostawcą internetu.
Po nowelizacji prawa nasza pierwsza lojalka nie będzie mogła być dłuższa niż 24 miesiące, co wytnie z rynku 36 a nawet 48 miesięczne umowy. Aby daleko nie szukać, operatorzy serwują je z najnowszym i najdroższym sprzętem – głównie z tabletami oraz laptopami. Za nowy komputer płacimy z taką umową co prawda grosze, abonament też wysoki nie jest, ale wystarczy sobie policzyć ile oddamy w ciągu 4 lat. Włos na głowie solidnie się jeży. Na dodatek kupienie tabletu z mobilnym internetem w pakiecie i umową na dwa lata, jest dziś praktycznie niemożliwe. Na nieco krótsze 30 miesięczne lojalki może dziś liczyć co najwyżej biznes.
Projekt przewiduje też możliwość podpisywanie umów krótszych niż rok. Rok to dziś absolutne minimum. Krótszej lojalki nie dostaniemy nawet wtedy, gdy idziemy do operatora z własną komórką w kieszeni. Niektórzy dostawcy internetu oferują co prawda umowy preferencyjne, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach – trzeba choćby udowodnić, że jest się studentem. Rząd chce zmusić przedsiębiorców do tego, aby częściej walczyli o klientów, a więc także częściej zmieniali swoje oferty.
Po nowelizacji umowy będziemy mogli także podpisywać drogą elektroniczną – szybko, wygodnie i bez poganiania przez konsultanta wiszącego po drugiej stronie słuchawki. Same umowy też mają być bardziej przejrzyste, bez przysłowiowego „drobnego druku”. Oczywiście pozostaje kwestia weryfikacji naszych danych w sieci, ale tego tematu w obecnej fazie projektu drążyć nie warto. Istotne, iż jest propozycja takich zmian.
Kolejna pilna kwestia, to regulacja zapobiegająca kosmicznym rachunkom za internet mobilny. Chodzi o sytuację, gdy przekroczymy miesięczny limit transferu danych i licznik zacznie nas kasować za kilobajty/megabajty – po nie zawsze preferencyjnych stawkach. Obowiązek poinformowania nas o przekroczeniu limitu spadnie na operatora. Nie będziemy więc musieli sami pilnować licznika, modląc się aby jego wskazania były zgodne z tymi, które pokazuje licznik dostawcy internetu. Informacja o wykorzystaniu limitu będzie musiała zostać przekazana abonentowi niezwłocznie.
Inne kwestie – mniej pilne, ale też istotne
Zmiany w Prawie Telekomunikacyjnym dotkną także kwestii naszej prywatności. Chodzi o tzw. dane retencyjne, czyli informacje przechowywane o nas przez operatorów dla ewentualnych potrzeb organów ścigania. Upraszczając chodzi o bilingi, adresy IP i wszelkie inne informacje telekomunikacyjne. Obecna ustawa wymaga przechowywania takich danych przez 24 miesiące. Nowe prawo ogranicza ten czas do 12 miesięcy.
Kolejna sprawa, to ciasteczka internetowe (cookies). Te nie tylko zapamiętują nasze preferencje, ale służą także śledzeniu nas i badaniu naszych zachowań w sieci – głównie na potrzeby sieci reklamowych. Zmiany w polskim prawie mają iść w kierunku wytycznych Komisji Europejskiej, która przyjęła zasadę, że powinniśmy wiedzieć o ciasteczkach jak najwięcej.
Rządowy projekt zmian w Prawie Telekomunikacyjnym zostanie teraz skierowany do prac parlamentarnych. Niewykluczone są pewne zmiany i poprawki. Wystarczy choćby dodać, że policja i służby sugerowały wprowadzenie obowiązku rejestracji prepaidów (pisaliśmy o tym tutaj). O kierunku zmian zadecydują posłowie. Rząd ze swojej strony liczy na zakończenie prac najpóźniej wczesną jesienią, aby nowe Prawo Telekomunikacyjne zaczęło obowiązywać tak szybko jak to możliwe.
Materiał pochodzi z http://www.komputerswiat.pl
środa, 4 lipca 2012
Śmiertelne skutki eksmisji komorniczej
Prawdopodobnie jedna osoba zginęła, a kilka zostało rannych w strzelaninie, do której doszło dziś podczas próby eksmisji mieszkania w Karlsruhe w Niemczech - podała agencja DPA. Według policji sprawca wziął zakładników.
Policja przypuszcza, że wśród zakładników jest komornik. Według pierwszych informacji podczas zaplanowanej eksmisji na godz. 9 w domu wielorodzinnym padły strzały. Na miejsce wezwano jednostki specjalne policji, w tym antyterrorystów.
Teren wokół miejsca zdarzenia został z kolei zamknięty - podaje DPA. Policja podejrzewa, że w strzelaninie mogła zginąć jedna osoba.
Teren wokół miejsca zdarzenia został z kolei zamknięty - podaje DPA. Policja podejrzewa, że w strzelaninie mogła zginąć jedna osoba.
Materiał pochodzi z http://wiadomosci.gazeta.pl
wtorek, 12 czerwca 2012
O mieszkanie komunalne będzie trudniej
Szybciej też stracisz cztery kąty, gdy zalegasz z opłatami za prąd lub wodę. Rząd szykuje prawdziwą rewolucję.
Zapowiada ją projekt założeń nowelizacji ustawy o ochronie praw lokatorów. Dokument opracował resort transportu, budownictwa i gospodarki morskiej.
Gdy wejdzie w życie, gminy stracą m.in. możliwość sprzedawania nowo wybudowanych mieszkań z bonifikatą. Taka ulga może teraz wynosić nawet kilkadziesiąt procent. Jeśli ktoś planuje zatem wykupić gminne lokum po niższej cenie, powinien śledzić losy nowej ustawy.
Ograniczenie wyprzedaży mieszkań z zasobów gminnych nie jest jedyną zaproponowaną nowością.
- Podstawowym celem zmian jest próba rozwiązania poważnego problemu społecznego, jakim jest niski stopień zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych osób realnie najuboższych – tłumaczy ministerstwo.
Projekt zmierza do tego, by zwiększyć liczbę mieszkań oferowanych właśnie takim osobom. Jest na to kilka pomysłów.
Chcesz mieszkać? Pokaż zarobki
Pierwszym będzie wprowadzenie sztywnego kryterium dochodowego dla osób, które starają się o komunalne mieszkanie. Teraz limity w poszczególnych regionach kraju mogą być różne, ponieważ ustalają je radni.
Po zmianach będzie jedna reguła dla całego kraju – przyznanie mieszkania ma być możliwe, gdy dochód na członka gospodarstwa domowego wynosi maksymalnie 25 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w województwach, ogłaszanego przez prezesa GUS.
Radni będą mogli ustanowić wyższy pułap tylko w drodze wyjątku, np. wtedy, gdy najem będzie przedłużany.
Umowa tylko na czas określony
Gdy już spełnimy kryterium dochodowe, dostaniemy umowę najmu. I tutaj jest druga nowość. Teraz zazwyczaj podpisujemy ją na czas nieokreślony. Ministerstwo chce natomiast wprowadzić zasadę zawierania umów na czas oznaczony – nie krótszy niż rok i nie dłuższy niż 5 lat.
Gdy czas umowy będzie dobiegał końca, urzędnicy ponownie sprawdzą nasze zarobki. Wszystko po to, by określić, czy czasem nie polepszyła się nasza sytuacja finansowa. Co w sytuacji, gdy tak właśnie się stanie?
- Osoby zamożne niespełniające ustalonych warunków, będą musiały po wygaśnięciu umowy najmu opuścić lokal – tłumaczą autorzy zmian. Dzięki temu odzyskane mieszkanie gmina będzie mogła wynająć osobie z niskimi dochodami.
- Zgodnie z zasadą ochrony praw nabytych, proponowana zmiana będzie się odnosić wyłącznie do umów najmu zawieranych po wejściu w życie ustawy. Do wcześniejszych umów będą miały zastosowanie przepisy dotychczas obowiązujące – uspokaja ministerstwo.
Czynsz w górę, ale zniżki zostaną
Po nowelizacji podstawowa stawka czynszu za mieszkanie komunalne ma pokrywać przynajmniej koszty utrzymania mieszkania oraz budynku i działki, na której stoi.
Teraz wszyscy najemcy – również ci z wysokimi dochodami – płacą niskie stawki. – Jednocześnie dostrzegając potrzeby najemców o niskich dochodach, utrzymany będzie system obniżek – czytamy w założeniach do projektu. Bonifikaty i upusty od stawki podstawowej będą określane w uchwałach przez radnych.
Odświeżone zasady ustalania czynszów będą dotyczyć również osób, które podpiszą umowę najmu przed wejściem w życie omawianych przepisów.
Bez płacenia rachunków nie pomieszkasz
Nowe przepisy mają umożliwić również gminie łatwiejsze pozbywanie się z lokali osób, które zalegają z płatnościami.
Teraz bez problemu można wypowiedzieć najem, gdy lokator nie płaci czynszu. Gorzej, gdy go reguluje, ale zalega z rachunkami za energię, gaz, wodę oraz odbiór ścieków i nieczystości. Po zmianach zaleganie z opłatami będzie również podstawą do zerwania umowy.
- Propozycja ma na celu wymuszenie wywiązywania się lokatorów ze swoich obowiązków, to jest regulowanie na bieżąco należności za otrzymywane ze strony właściciela dostawy mediów do lokali –wyjaśniono w projekcie.
Wyprowadzka dziecka pozbawi lokalu
Ponadto gmina będzie miała prawo zerwania umowy, gdy nagle okaże się, że mieszkanie jest za duże w stosunku do liczby zamieszkujących. Może się tak okazać, gdy ktoś z rodziny się wyprowadzi lub umrze.
- Celem zmian jest wyeliminowanie częstych sytuacji, gdy jedna lub dwie osoby zajmują mieszkania o bardzo dużej powierzchni, potrzebne dla rodzin wieloosobowych – wyjaśnia resort transportu, budownictwa i gospodarki morskiej.
Oczywiście nikt wtedy nie zostanie bez dachu nad głową. Takie wypowiedzenie najmu będzie wiążące tylko wtedy, gdy gmina zaproponuje jednocześnie w zamian inne – oczywiście mniejsze – lokum.
Dziedziczenie będzie już niemożliwe
Rząd chce również zakończyć sytuację przekazywania gminnego mieszkania z ojca na syna. W przypadku śmierci najemcy umowa najmu ma po prostu wygasać.
Najbliższa rodzina, która zostanie w mieszkaniu, będzie mogła starać się o podpisanie nowej umowy. – Jednak w razie osiągania przez dane gospodarstwo domowe dochodów przekraczających określone kryterium, osoby zajmujące lokal będą miały obowiązek jego opróżnienia w terminie 6 miesięcy od dnia śmierci najemcy – tłumaczą autorzy zmian.
środa, 23 maja 2012
sobota, 12 maja 2012
Telewizja na komputerze i w komórce bez abonamentu
To oficjalne stanowisko Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, dotyczące także radia.
W grudniu zeszłego roku niektórych zelektryzowała koncepcja, zgodnie z którą wystarczy mieć w domu energię elektryczną, aby trzeba było płacić abonament radiowo-telewizyjny. Zobowiązany byłby do tego każdy, kto posiada w domu telewizor, radio lub komputer.
Teraz KRRiT precyzuje: za oglądanie telewizji na urządzeniach, których główne przeznaczenie jest inne, nie trzeba płacić abonamentu. Podobnie jest ze słuchaniem radia. Możemy to robić bez wnoszenia opłat na smartfonach, komputerach czy tabletach.
Według prawników Rady odbiornikami są: telewizor, radio, radio samochodowe, radiomagnetofon czy wieża stereo z radiem. Istotne jest przeznaczenie urządzenia, a nie to, do czego jest ono wykorzystywane.
Źródło: http://www.komputerswiat.pl
Według prawników Rady odbiornikami są: telewizor, radio, radio samochodowe, radiomagnetofon czy wieża stereo z radiem. Istotne jest przeznaczenie urządzenia, a nie to, do czego jest ono wykorzystywane.
Źródło: http://www.komputerswiat.pl
poniedziałek, 7 maja 2012
Kara 215 tys. zł nałożona na Pobieraczek.pl
Tym razem za takie przewinienia, jak zastraszanie, bezprawne groźby i wprowadzenie w błąd.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ogłosił decyzję w sprawie ukarania spółki Eller Service – właściciela portalu Pobieraczek.pl. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku Urząd uznał, że serwis wprowadzał konsumentów w błąd. Chodziło o hasło „10 dni pobierania za darmo. Tak, chcę testować przez 10 dni”.
Faktycznie moment rejestracji w portalu rozpoczynał odpłatną umowę, która zawierana była nawet na rok. Opłata także naliczana była od razu bez 10 dni bezpłatnego korzystania. Za to pod koniec lutego tego roku Urząd nałożył na Eller Service karę w wysokości 240 tys. zł.
UOKiK ustalił także, że konsument, który chciał pobrać pliki, musiał najpierw zarejestrować się na portalu, podając imię, nazwisko, adres zamieszkania, datę urodzenia, e-mail. Warunkiem była również akceptacja regulaminu. Konsumentom – dorosłym oraz dzieciom – którzy zawarli z portalem umowę, spółka Eller Service wysyła wiadomości przypominające o uiszczeniu opłaty. Wiadomości są wysyłane masowo do użytkowników. Urząd ustalił, że ich treść miała na celu zastraszenie konsumentów, wprowadzenie w błąd, aby ostatecznie zdecydowali się uregulować należność za usługę.
Faktycznie moment rejestracji w portalu rozpoczynał odpłatną umowę, która zawierana była nawet na rok. Opłata także naliczana była od razu bez 10 dni bezpłatnego korzystania. Za to pod koniec lutego tego roku Urząd nałożył na Eller Service karę w wysokości 240 tys. zł.
UOKiK ustalił także, że konsument, który chciał pobrać pliki, musiał najpierw zarejestrować się na portalu, podając imię, nazwisko, adres zamieszkania, datę urodzenia, e-mail. Warunkiem była również akceptacja regulaminu. Konsumentom – dorosłym oraz dzieciom – którzy zawarli z portalem umowę, spółka Eller Service wysyła wiadomości przypominające o uiszczeniu opłaty. Wiadomości są wysyłane masowo do użytkowników. Urząd ustalił, że ich treść miała na celu zastraszenie konsumentów, wprowadzenie w błąd, aby ostatecznie zdecydowali się uregulować należność za usługę.
Internauci, którzy zawierając umowę z portalem, podali nieprawdziwe dane w formularzy rejestracyjnym otrzymują pisma sugerujące, że popełnili przestępstwo. Wiadomości te są wysyłane nawet osobom nieletnim. W opinii UOKiK jedynie sąd, wydając wyrok, może stwierdzić, czy popełniono przestępstwo. Ponadto, zgodnie z prawem, osoba, która nie ukończyła 17 lat nie może być pociągnięta do odpowiedzialności karnej. Niedozwolone jest nawet hipotetyczne straszenie o złożeniu do organów ścigania zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa.
Wiadomości, które otrzymują konsumenenci, informują także, że w przypadku przegranego procesu, który wytoczy Eller Service w związku z wyegzekwowaniem należności, będą musieli zwrócić koszty windykacyjne spółce. Warto dodać, że ani regulamin usługi ani przepisy prawa nie nakładają na konsumenta obowiązku zwrotu kosztów windykacyjnych.
W opinii Urzędu powyższe praktyki miały na celu wprowadzenie konsumentów w błąd, wywołanie poczucia zagrożenia konsekwencjami prawnymi. W efekcie, zastraszony takimi informacjami konsument mógłby dokonać zapłaty, nawet gdy umowa była nieważna. Czego nie zrobiłby, gdyby nie presja i nacisk Eller Service.
Prezes UOKiK uznała, że właściciel portalu Pobieraczek.pl naruszył zbiorowe interesy konsumentów. Przedsiębiorcy nakazano zaprzestanie stosowania kwestionowanej praktyki i nałożono karę ponad 215 tys. zł. Eller Service może się od tej decyzji odwołać do sądu.
Wiadomości, które otrzymują konsumenenci, informują także, że w przypadku przegranego procesu, który wytoczy Eller Service w związku z wyegzekwowaniem należności, będą musieli zwrócić koszty windykacyjne spółce. Warto dodać, że ani regulamin usługi ani przepisy prawa nie nakładają na konsumenta obowiązku zwrotu kosztów windykacyjnych.
W opinii Urzędu powyższe praktyki miały na celu wprowadzenie konsumentów w błąd, wywołanie poczucia zagrożenia konsekwencjami prawnymi. W efekcie, zastraszony takimi informacjami konsument mógłby dokonać zapłaty, nawet gdy umowa była nieważna. Czego nie zrobiłby, gdyby nie presja i nacisk Eller Service.
Prezes UOKiK uznała, że właściciel portalu Pobieraczek.pl naruszył zbiorowe interesy konsumentów. Przedsiębiorcy nakazano zaprzestanie stosowania kwestionowanej praktyki i nałożono karę ponad 215 tys. zł. Eller Service może się od tej decyzji odwołać do sądu.
Materiał pochodzi z http://www.komputerswiat.pl
piątek, 6 kwietnia 2012
ORA w Katowicach: deregulacja powinna objąć zawodowych polityków
Okręgowa Rada Adwokacka w Katowicach uważa, że deregulacja winna przede wszystkim obejmować grupę zawodowych polityków i proponuje zmianę ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu.
Adwokaci katowiccy uważają, że zawód polityka stał się zawodem zamkniętym dla aktywnych społecznie obywateli. - Ukształtowany system partyjny skutecznie wyeliminował możliwość wpływu na rządy w państwie dla rzeszy osób nie związanych z kastą politycznych „celebrytów”, monopolizującą życie polityczne ostatniego dwudziestolecia. – czytamy w uchwale.
Adwokaci tłumaczą, że ordynacja wyborcza do Sejmu i Senatu powinna ulec zmianie poprzez wprowadzenie okręgów jednomandatowych i ograniczenie do 500 liczby podpisów osób popierających kandydata. Według ORA w Katowicach w ten sposób umożliwi się czynny udział w wyborach osobom wyróżniającym się pozytywnie w lokalnych społecznościach, których system partyjny skutecznie eliminuje.
Adwokaci zadeklarowali, że przygotują projekt odpowiednich zmian ustawodawczych, a postulaty upowszechnią w całym prawniczym środowisku i poza nim.
Materiał pochodzi z www.adwokatura.pl
wtorek, 3 kwietnia 2012
Dowolność w opłatach za izby wytrzeźwień niekonstytucyjna
Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z konstytucją zasady ustalania wysokości opłat za pobyt w izbach wytrzeźwień.TK stwierdził dziś, że kwestionowany przez RPO Irenę Lipowicz przepis ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi nie zawiera wymaganych przez konstytucję wytycznych co do treści aktu wykonawczego. Ich brak stanowi o sprzeczności zarówno przepisu ustawy, jak i wydanego na jej podstawie rozporządzenia ws. organizacji izb wytrzeźwień - uznał TK. Rozporządzenie ministra zdrowia z 2004 r. ustala maksymalną wysokość opłaty za pobyt w izbie wytrzeźwień na 250 zł.
Trybunał podkreślił, że ustawodawca pozostawił organowi wykonawczemu niedopuszczalną dowolność w kształtowaniu wysokości i charakteru prawnego opłaty. Trybunał zwrócił uwagę, że charakter opłaty za pobyt w izbie wytrzeźwień - związany z przymusowym zatrzymaniem obywatela - wymaga, aby to ustawa określała maksymalną jej wysokość.
Trwają już prace nad doprecyzowaniem przepisów
Lipowicz uważała, że ustawowe upoważnienie dla ministra nie spełnia warunków konstytucyjności, bo nie zawiera jakichkolwiek wytycznych, pozwalających na ustalenie, czym powinien kierować się organ, określając maksymalną wysokość opłat.
Trwają już prace nad doprecyzowaniem przepisów
Lipowicz uważała, że ustawowe upoważnienie dla ministra nie spełnia warunków konstytucyjności, bo nie zawiera jakichkolwiek wytycznych, pozwalających na ustalenie, czym powinien kierować się organ, określając maksymalną wysokość opłat.
Ministerstwo Zdrowia napisało do TK, że trwają już prace nad doprecyzowaniem przepisów tak, by odpowiadały postulatom RPO. Według projektów opłata za pobyt w izbie ma mieć charakter stały i wynosić 350 zł. Zdaniem MZ nowe przepisy, znajdujące się obecnie w fazie uzgodnień, "eliminują wszelką dowolność".
Resort wnosił, by w przypadku orzeczenia o niekonstytucyjności odroczyć utratę mocy obecnych zapisów o 12 miesięcy - aby nowe zdążyły wejść w tym czasie w życie. TK odroczył to o 9 miesięcy.
Z danych resortu zdrowia wynika, że w 2010 r. w izbach wytrzeźwień zatrzymano ponad 200 tys. osób, w tym ponad 184 tys. mężczyzn i ponad 15 tys. kobiet.
Resort wnosił, by w przypadku orzeczenia o niekonstytucyjności odroczyć utratę mocy obecnych zapisów o 12 miesięcy - aby nowe zdążyły wejść w tym czasie w życie. TK odroczył to o 9 miesięcy.
Z danych resortu zdrowia wynika, że w 2010 r. w izbach wytrzeźwień zatrzymano ponad 200 tys. osób, w tym ponad 184 tys. mężczyzn i ponad 15 tys. kobiet.
Materiał pochodzi z www.tvn24.pl
wtorek, 28 lutego 2012
Pobieraczek zapłaci prawie 240 tys. kary
Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał, że serwis wprowadzał użytkowników w błąd i podtrzymał karę nałożoną wcześniej przez UOKiK.
Spółka Eller Service, właściciel serwisu Pobieraczek.pl, została w marcu 2010 roku ukarana decyzją Prezesa UOKiK grzywną w wysokości 239 140 zł. Urząd orzekł wówczas, że portal jawnie wprowadza konsumentów w błąd, oferując 10 dni bezpłatnego pobierania plików z filmami, grami, programami i muzyką.
W rzeczywistości użytkownicy w momencie „bezpłatnej” rejestracji otrzymywali wezwanie do zapłaty z góry za cały okres obowiązywania umowy. Po 17 dniach od zawarcia umowy portal zaczynał naliczać karne odsetki za zwłokę z płatnością.
Postępowanie przeciwko właścicielowi Pobieraczka zostało wszczęte po licznych skargach osób, które dały się nabrać na hasło 10 dni pobierania za darmo. UOKiK ustalił, że opłata za korzystanie z serwisu była w rzeczywistości naliczana już od pierwszego dnia umowy, którą zawierano nawet na rok.
Wczoraj Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, do którego odwołała się Eller Service, potwierdził wcześniejsze orzeczenie UOKiK, uznając, że Pobieraczek wprowadził konsumentów w błąd i zrobił to umyślnie. Sąd potrzymał nałożoną wcześniej karę finansową.
Dodajmy, że UOKiK prowadzi obecnie kolejne postępowanie przeciwko serwisowi. Dotyczy ono sugerowania, jakoby użytkownicy, którzy podali fałszywe dane osobowe w formularzu rejestracji popełnili przestępstwo i zostaną obciążeni kosztami postępowania windykacyjnego.
Jednocześnie Urząd informuje, że wyrok SOKiK nie rozwiąże automatycznie problemów internautów, którzy zawarli umowy z portalem Pobieraczek.pl.
Źródło: UOKiK
Materiał pochodzi z www.komputerswiat.pl
piątek, 10 lutego 2012
Baczność, gapowicze! - WYSOKIE GRZYWNY ZA KROK W BOK OD KONTROLERA
- Przepisy, które zostały wprowadzone w ubiegłym roku do prawa przewozowego i które miały ukrócić przejazdy na gapę, stwarzają patologiczne sytuacje - alarmuje "Dziennik Gazeta Prawna". Nawet odejście o krok od kontrolera może być poczytane za próbę ucieczki, za którą grozi pięć tys. zł grzywny.
Jak czytamy w "DGP", zgodnie z art. 87b prawa przewozowego próba oddalenia się z miejsca przeprowadzanej kontroli lub z miejsca, w którym każe czekać kontroler biletów do czasu przybycia policji, zagrożone jest karą grzywny do pięciu tys. zł. Wystarczy, że kontroler poskarży się wezwanym policjantom, że gapowicz próbował mu uciec przed przyjazdem patrolu. A do takiego wniosku może dojść np. gdy będziemy chcieli przejść parę kroków, by usiąść na pobliskiej ławce. Policja skieruje wtedy wniosek do sądu.Nawet na krok
Gazeta opisuje też przypadek jednej ze swoich czytelniczek. - Zostałam zatrzymana do kontroli. Nie miałam biletu, a także dokumentów, które były zatrzaśnięte w moim samochodzie. Miałam dwa bilety, by pojechać do domu po drugi komplet kluczyków i wrócić. W drodze powrotnej pomyliłam autobusy i musiałam się przesiąść, ale biletu nie miałam już gdzie kupić. Jeden z kontrolerów wyciągnął mnie na przystanek, szarpał i wyzywał – relacjonuje w rozmowie z "DGP" kobieta. Jak dodaje, czekając na policję, chciała usiąść na ławce na przystanku. Wtedy kontroler miał ją szarpnąć ją za rękę, a po kilku miesiącach została oskarżona o to, że próbowała uciec kontrolerom.
Materiał pochodzi z www.tvn24.pl
wtorek, 24 stycznia 2012
Z kim rząd konsultował ACTA? Z reprezentantami twórców
W odpowiedzi na zarzuty, że polski rząd nie przeprowadził społecznych konsultacji w sprawie ACTA Ministerstwo Kultury ujawniło, do jakich organizacji przesłało projekt dokumentu. Okazuje się, że większość z nich reprezentuje twórców.
Od kilku dni internauci i przedstawiciele organizacji pozarządowych zarzucają rządowi, że nie przeprowadził społecznych konsultacji. Wczoraj minister kultury Bogdan Zdrojewski odniósł się do zarzutów, mówiąc, że "rząd podjął decyzję nie tylko o ujawnieniu tego dokumentu, ale przesłaniu go podmiotom do konsultacji społecznych dotyczących całości spraw wynikających z tych przepisów". Dokument miał przesłać 30 organizacjom 11 maja 2010 roku.
- Jeżeli wysłanie informacji do kilku zaprzyjaźnionych organizacji jest zdaniem ministra Zdrojewskiego konsultacjami społecznymi, to najwyraźniej mamy trochę inne zdanie temat tego, co to są konsultacje społeczne - ripostował Jarosław Lipszyc z Fundacji Nowoczesna Polska. Według niego, konsultacja społeczna, "to nie jest proces, w wyniku którego od instytucji uzyskuje się potwierdzenie własnych poglądów". - Konsultacja społeczna, to publikacja dokumentu i poddanie go osądowi wszystkich potencjalnie zainteresowanych instytucji i osób, po to, by wysłuchać ich zdania i opinii, a następnie wyciągnąć z tych opinii wnioski. Tego procesu nie było - dodaje.
Dziś po południu rzecznik ministra kultury Maciej Babczyński przysłał PAP dokument z 11 maja 2010 roku, w którym Bogdan Zdrojewski zwraca się z prośbą do 27 organizacji i instytucji o uwagi i komentarze ws. ACTA.
Lista organizacji poproszonych o komentarz
W piśmie przewodnim minister pisze, że "do tej pory negocjacje miały charakter niejawny", ale w wyniku ustaleń dokonanych podczas ostatniej rundy negocjacyjnej (Wellington, 12-16 kwietnia br.), 21 kwietnia 2010 r. na stronie internetowej Komisji Europejskiej został opublikowany aktualny tekst negocjowanego porozumienia.
Rzecznik wymienił instytucje, do których skierowano prośbę o uwagi ws. ACTA: 1. BusinessSoftware Alliance, Sołtysiński, Kawecki & Szlęzak; 2. Federacja Stowarzyszeń Naukowo Technicznych NOT; 3. Fundacja Ochrony Twórczości Audiowizualnej; 4. Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych; 5. Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji; 6. Polska Izba Komunikacji Elektronicznej; 7. Polskie Stowarzyszenie Wytwórców Produktów Markowych ProMarka; 8. Stowarzyszenie Aktorów Filmowych i Telewizyjnych SAFT; 9. Stowarzyszenie Architektów Polskich; 10.Stowarzyszenie Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Słowno-Muzycznych SAWP; 11. Stowarzyszenie Autorów i Wydawców "Polska Książka"; 12. Stowarzyszenie Autorów ZAiKS; 13. Stowarzyszenie Dystrybutorów Programów Telewizyjnych "SYGNAŁ"; 14. Stowarzyszenie Filmowców Polskich; 15. Stowarzyszenie Ochrony Własności Przemysłowej; 16. Stowarzyszenie Polski Rynek Oprogramowania PRO; 17. Stowarzyszenie Twórców Ludowych; 18. Stowarzyszenie Wydawców REPROPOL; 19. Stowarzyszenie Zbiorowego Zarządzania Prawami Autorskimi Twórców Dzieł Naukowych i Technicznych KOPIPOL; 20. Telewizja POLSAT S.A.; 21. Telewizja Polska S.A.; 22. TVN S.A.; 23. Związek Artystów Scen Polskich ZASP; 24. Związek Artystów Wykonawców STOART; 25. Związek Polskich Artystów Fotografików; 26. Związek Polskich Artystów Plastyków; 27. Związek Producentów Audio Video ZPAV
"Nie nazywajmy tego konsultacjami społecznymi"
Listę skomentował na swoim blogu dziennikarz "Gazety Wyborczej" Tomasz Grynkiewicz. - To jest lista, o której resort pisze: "konsultacje społeczne". Szanowny Panie Ministrze, pracuję w korporacji, której nieobojętne są prawa autorskie i ich przestrzeganie. Ja sam nie identyfikuję się z wieloma formami protestu oraz twierdzeniami wygłaszanymi przez przeciwników ACTA. Ale bądźmy uczciwi. Nie nazywajmy konsultacji z beneficjentami harmonizacji i ujednolicania przepisów o prawie własności intelektualnej, konsultacjami społecznymi - napisał.
Materiał pochodzi z http://wiadomosci.gazeta.pl
Od kilku dni internauci i przedstawiciele organizacji pozarządowych zarzucają rządowi, że nie przeprowadził społecznych konsultacji. Wczoraj minister kultury Bogdan Zdrojewski odniósł się do zarzutów, mówiąc, że "rząd podjął decyzję nie tylko o ujawnieniu tego dokumentu, ale przesłaniu go podmiotom do konsultacji społecznych dotyczących całości spraw wynikających z tych przepisów". Dokument miał przesłać 30 organizacjom 11 maja 2010 roku.
- Jeżeli wysłanie informacji do kilku zaprzyjaźnionych organizacji jest zdaniem ministra Zdrojewskiego konsultacjami społecznymi, to najwyraźniej mamy trochę inne zdanie temat tego, co to są konsultacje społeczne - ripostował Jarosław Lipszyc z Fundacji Nowoczesna Polska. Według niego, konsultacja społeczna, "to nie jest proces, w wyniku którego od instytucji uzyskuje się potwierdzenie własnych poglądów". - Konsultacja społeczna, to publikacja dokumentu i poddanie go osądowi wszystkich potencjalnie zainteresowanych instytucji i osób, po to, by wysłuchać ich zdania i opinii, a następnie wyciągnąć z tych opinii wnioski. Tego procesu nie było - dodaje.
Lista organizacji poproszonych o komentarz
W piśmie przewodnim minister pisze, że "do tej pory negocjacje miały charakter niejawny", ale w wyniku ustaleń dokonanych podczas ostatniej rundy negocjacyjnej (Wellington, 12-16 kwietnia br.), 21 kwietnia 2010 r. na stronie internetowej Komisji Europejskiej został opublikowany aktualny tekst negocjowanego porozumienia.
Rzecznik wymienił instytucje, do których skierowano prośbę o uwagi ws. ACTA: 1. BusinessSoftware Alliance, Sołtysiński, Kawecki & Szlęzak; 2. Federacja Stowarzyszeń Naukowo Technicznych NOT; 3. Fundacja Ochrony Twórczości Audiowizualnej; 4. Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych; 5. Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji; 6. Polska Izba Komunikacji Elektronicznej; 7. Polskie Stowarzyszenie Wytwórców Produktów Markowych ProMarka; 8. Stowarzyszenie Aktorów Filmowych i Telewizyjnych SAFT; 9. Stowarzyszenie Architektów Polskich; 10.Stowarzyszenie Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Słowno-Muzycznych SAWP; 11. Stowarzyszenie Autorów i Wydawców "Polska Książka"; 12. Stowarzyszenie Autorów ZAiKS; 13. Stowarzyszenie Dystrybutorów Programów Telewizyjnych "SYGNAŁ"; 14. Stowarzyszenie Filmowców Polskich; 15. Stowarzyszenie Ochrony Własności Przemysłowej; 16. Stowarzyszenie Polski Rynek Oprogramowania PRO; 17. Stowarzyszenie Twórców Ludowych; 18. Stowarzyszenie Wydawców REPROPOL; 19. Stowarzyszenie Zbiorowego Zarządzania Prawami Autorskimi Twórców Dzieł Naukowych i Technicznych KOPIPOL; 20. Telewizja POLSAT S.A.; 21. Telewizja Polska S.A.; 22. TVN S.A.; 23. Związek Artystów Scen Polskich ZASP; 24. Związek Artystów Wykonawców STOART; 25. Związek Polskich Artystów Fotografików; 26. Związek Polskich Artystów Plastyków; 27. Związek Producentów Audio Video ZPAV
"Nie nazywajmy tego konsultacjami społecznymi"
Listę skomentował na swoim blogu dziennikarz "Gazety Wyborczej" Tomasz Grynkiewicz. - To jest lista, o której resort pisze: "konsultacje społeczne". Szanowny Panie Ministrze, pracuję w korporacji, której nieobojętne są prawa autorskie i ich przestrzeganie. Ja sam nie identyfikuję się z wieloma formami protestu oraz twierdzeniami wygłaszanymi przez przeciwników ACTA. Ale bądźmy uczciwi. Nie nazywajmy konsultacji z beneficjentami harmonizacji i ujednolicania przepisów o prawie własności intelektualnej, konsultacjami społecznymi - napisał.
Materiał pochodzi z http://wiadomosci.gazeta.pl
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Chcesz dotację, zatrudnij urzędnika - PO GODZINACH PISZĄ WNIOSKI O UNIJNE DOFINANSOWANIE
Sprawdzenie wniosku - 500 złotych, dodatkowe tysiąc złotych płatne po przyznaniu dotacji - taki cennik mają urzędnicy, którzy dorabiają sobie na unijnym doradztwie - pisze "Dziennik Gazeta Prawna". Proceder, choć nieetyczny, jest legalny, bo przepisy dotyczące oceny wniosków o unijne dotacje zawierają luki.
Jak pisze gazeta, urzędnicy, którzy w swojej pracy przydzielają środki unijne wykorzystują luki w prawie i po godzinach piszą wnioski o dotacje. Zwykle ze swoją ofertą nie zwracają się bezpośrednio do przedsiębiorców, ale do firm doradczych, które pomagają w uzyskaniu dotacji.W środowisku wiadomo, że przechodzą tylko wnioski pisane przez osoby, które pracowały w instytucjach organizujących konkursy bądź są z nimi powiązane – mówi w rozmowie z "DGP" Renata Kaczyńska-Maciejowska, dyrektor zarządzający w firmie szkoleniowej Prospera Consulting.
Gazeta opisuje przypadek jednego z urzędników z woj. warmińsko-mazurskiego. W e-mailach rozsyłanych do potencjalnych klientów chwalił się, że w ub. roku pozyskał dla firm prawie 6 mln zł. Za sprawdzenie i poprawienie wniosku chce 500 zł. Jeżeli firma otrzyma dofinansowanie – 1000 zł dodatkowo. Aby uniknąć zarzutu, że opracowuje wnioski, które potem sam ocenia, pracuje tylko dla przedsiębiorców z innych województw.
Luki w przepisach
Jak pisze dziennik, firmy płacą, bo liczą, że dzięki temu zyskają przewagę w konkursie. Urzędnicy, którzy wdrażają unijne programy na bieżąco śledzą bowiem procedury dotyczące unijnych dotacji.
Proceder jest legalny, bo przepisy dotyczące oceny wniosków zawierają luki. Kary grożą tylko urzędnikom, którzy oceniają projekty, w których przygotowaniu sami brali udział - pisze "DGP".
Źródło: http://www.tvn24.pl/12690,1732322,0,1,chcesz-dotacje--zatrudnij-urzednika,wiadomosc.html
wtorek, 10 stycznia 2012
czwartek, 5 stycznia 2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)